Piosenka z tekstem i tekst z piosenką.
Chciało się przez szum setnej kopii kasety usłyszeć, o czym oni śpiewają. Ktoś spisał teksty i dorobiła akordy… Z tego, o czym śpiewał Włodzimierz Wysocki niewiele rozumieliśmy. Język rosyjski, który wtedy by się przydał, był nie lubiany w szkole ani przez nauczycieli ani przez uczniów, więc jedynie kilka słów zostało w pamięci. Musiał wystarczyć krzyczący głos Wysockiego i te kilka słów, jakie rozumieliśmy. Szczęściem, ktoś te teksty przetłumaczył, odbił na powielaczu, dodał akordy, więc ci z nas, którzy znali chociaż pięć akordów byli niezwykle atrakcyjni towarzysko. Kiedy w połowie lat 70-tych zacząłem pracę w Radiu, o tym, żeby puszczać songi Wysockiego nie było mowy.
Absolutnie oczywiste było, że Wysocki nie śpiewa o wilkach…
To jego absolutnie najbardziej znana pieśń – powtarzana na każdym spotkaniu studenckim, śpiewana chórem i solo.
Przyszedł rok 1980, wrzesień, Polska Telewizja wyemitowała program „Wysocki po polsku”. Przyniosłem do domu Nagrę i zarejestrowałem cały ten program, monofonicznie, z telewizora. Pracowałem wówczas w bardzo znanym w Krakowie programie radiowym pod nazwą „co niesie dzień”. Był to jeden z pierwszych w Polsce programów prowadzonych na żywo przez dziennikarzy a nie – jak wcześniej zapowiadanych przez spikera. Taśmy z piosenkami Wysockiego po polsku były niemal codziennym komentarzem do tego co było i co jest.
Zapraszam na króciutki koncert – tylko trzy piosenki, proszę ich posłuchać.
Zacznijmy od „Moskwa-Odessa” reżysera i prowadzącego ten program Wojtka Młynarskiego
Ciężko wybrać…To może o muzyce?
Tę wspomnieniową część Wysockiego muszę zakończyć absolutnie genialną interpretacją głębokiego , zesłaniowego songu
Wysocki w pewnym momencie przestał nam być potrzebny, żyliśmy w spokoju, przyszłość zdawała się jakoś tam przewidywalna, polityka spacerowała obok nas. I ja nie sięgałem do tych pokładów, co najwyżej patrzyłem, jak odczytują go młodzi, pozbawieni tego, czym naprawdę były te pieśni. Wysocki w kolorowych światłach wielkiej sceny stał się kompletnie kimś innym
Ten sam czas, który przypomniałem na początku tej opowiastki, takie same setne kopie kasety magnetofonowej i ten sam głos mojego pokolenia..muszę zacząć od „Murów” – naszego hymnu.
Wybrałem najstarszą odnalezioną przeze mnie interpretacje, daleko wcześniejszą niż tą, jaka stała się muzycznym symbolem Sierpnia 80.
I znów, podobnie, jak z Wysockim, przez kogoś, gdzieś, skądś zdobyliśmy przyzwoite nagranie songów Kaczmarskiego, Gintrowskiego i Łapińskiego i znów te teksty i ta muzyka były radiowym komentarzem do tego, co się działo…
A potem przyszła wymarzona wolność, zdawało się, że czas Jacka Kaczmarskiego przeminął aż do „Naszej klasy”
A potem Jacek odezwał się raz jeszcze:
Zmarł w 2004 roku. Dzisiaj miałby 60 lat..jaka byłaby dzisiaj ta „nasza klasa”…Państwo muszą odpowiedzieć na to sami.
Wojtek Padjas „ Muzyka spod igły”