SINUSAUDIO DUAL MONO HYBRID AMPLIFIER – M. KOŁODZIEJSKI

SinusAudio zadebiutował bardzo udanie, znany magazyn hi fi opublikował pochlebną recenzję
wzmacniacza hybrydowego. Późniejsza nagroda w kategorii wzmacniacz roku dodała udanemu
debiutowi rumieńców. Dla porządku wspomnę, że miałem okazję usłyszeć wzmacniacz SinusAudio na
ubiegłorocznym Audio Video Show i zaciekawił mnie na tyle, że chciałem poznać go bliżej. Wziąłem
do testu Dual Mono Hybrid Amplifier (w dalszej części posłużę się literowym skrótem DMHA) z
czystej ciekawości, chciałem sam sprawdzić, jak jest.

 .

Budowa i wygląd

Integra jest zbudowana purystycznie albo ubogo, wszystko zależy od potrzeb i oczekiwań. Jedno
wejście na złoconych gniazdach RCA, to w sam raz lub za mało. Dla mnie w sam raz, nie używam
innego źródła niż odtwarzacz cd, więc uważam to za dobry pomysł, tym bardziej, że dzięki temu
unikamy kolejnych przekaźników i przełączników. Na życzenie nabywcy wzmacniacz może być
wyposażony w zdalne sterowanie i selektor dla czterech źródeł liniowych.
Wzmacniacz zbudowano na ładnych płytkach metodą przewlekaną, co jednoznacznie wskazuje na
ukierunkowanie SinusAudio, która specjalizuje się w konstrukcjach lampowych. Warto dodać, że
firma jest elastyczna i dostosowuje ostateczny produkt do oczekiwań klienta.
Wewnątrz obudowy znajdujemy konstrukcję dual mono, dwa transformatory, każdy o mocy 200 W
wyprodukowała polska firma Toroidy, opatrując je specyfikacją „audio”. Nieźle. Mamy też dwa
przedwzmacniacze, oddzielone fizycznie, każdy obok obsługiwanej końcówki mocy. To luksusowe
rozwiązanie, którego na tym poziomie cenowym próżno szukać, a i w urządzeniach droższych
niełatwo znaleźć. W końcówkach mocy pracują tranzystory IRFP240, IRFP9240 cenionej firmy
International Rectifier HEXFET, w układzie push-pull (dwie pary na kanał). Układ zasilania oparto na
baterii kondensatorów filtrujących napięcie: kondensatory w końcówce mocy 4 x 22 000 μF Nichicon
na kanał, kondensatory w zasilaczu anodowym to Rubycony 2 x 330 μF. Zasilanie anodowe
zbudowano na tranzystorach IRFP460 z ultraszybkimi diodami prostowniczymi. Użycie
kondensatorów Jantzen Audio też warto pochwalić, bo na tym i wyższym poziomie cenowym nie
widuje się ich często. Jeśli dodać do tego ceramiczne podstawki lamp ze złoconymi pinami Noval
Gold, to ręce same składają się do oklasków.

Jednak niezależnie od tego, jak wzmacniacz zbudowano, najważniejsza jest odpowiedź na pytanie –
jak gra?
Producent deklaruje współpracę układu lampowego w przedwzmacniaczu z wieloma typami lamp.
Mój wybór padł na ECC 83/12AX7, znaną z dużego wzmocnienia sygnału wejściowego i odporności
na przydźwięk.
Początkowe próby odbyły się z lampami NOS produkcji RTS, ostatecznie zdecydowałem się na
podwójną triodę Sovteka 12AX7 LPS znaną z muzykalności. To był strzał w dziesiątkę, wszystkie
odsłuchy odbyły się w tej konfiguracji. Budowa wzmacniacza wręcz zachęca do eksperymentowania z
lampami w przedwzmacniaczu, warto próbować, bo według zapewnień producenta 90% dźwięku
wzmacniacza ma swoje źródło w lampach przedwzmacniacza. Czy potrzeba Państwu lepszej zachęty
do własnych prób?

.

Brzmienie

Wzmacniacz jest szybki i nie muli, to wiadomo od razu. Bas jest mocny, schodzi głęboko i ma nieco
zaokrąglony atak, ale w niczym to nie przeszkadza. Takie wnioski wyciągnąłem po wysłuchaniu płyty
„Planet Drum”. To niezwykłe wydawnictwo firmowane przez Micke’a Harta, jednego z perkusistów
The Grateful Dead, na którym towarzyszą mu gwiazdy perkusji i instrumentów perkusyjnych: Airto
Moreira, Flora Purim itd. Materiał nagrano przy wykorzystaniu wyrafinowanych mikrofonów,
konsolety Neve i lampowych przedwzmacniaczy mikrofonowych. To wymagający krążek.
Dodatkowo, niejako w pakiecie, otrzymałem perfekcyjną stereofonię. Pierwszy plan jest idealnie
oświetlony, a głębia jest satysfakcjonująca. W tej kategorii mocny może więcej, ale takiej barwy nie ​
dostaniemy w topologii tranzystorowej. Lokalizacja źródeł pozornych pozwala z łatwością wskazać na
poszczególnych wykonawców.
Odsłuchy płyt z muzyką dawną przyniosły wiele przyjemności. Wzmacniacz ładnie oddaje akustykę
sali, w której dokonano nagrania, masa drobnego planktonu dźwiękowego unosi się w powietrzu. Nic
nie zostaje odfiltrowane. Wysokie tony są zaokrąglone, ale wzmacniacz niczego nie obcina, dzięki
temu otrzymujemy dobrą informację przestrzenną. Ma to również inną zaletę, szkliste soprany są
znacznie milsze, choć dostajemy wyraźną informację, że to nie jest najlepszy głos. Podobnie z
jakością nagrania. Hybryda nie wybrzydza, ale wyraźnie pokazuje wyższość perfekcyjnych rejestracji.
W tym czasie lampy osiągały optymalne parametry pracy. Niezobowiązująco przesłuchałem antologię
nagrań, które towarzyszyły wystawie poświęconej dorobkowi monachijskiego ECM, „Selected Signs”.
Warto polecić tę produkcję, melomani doskonale zaznajomieni z dokonaniami ECM znajdą tu coś
nowego.
Po około stu godzinach uznałem, że lampy doszły do siebie i przystąpiłem do krytycznych odsłuchów.
Na pierwszy ogień poszły legendarne nagrania RCA z serii „Living Stereo”; „Rapsodie” pod dyrekcją
Leopolda Stokowskiego pokazały, że wzmacniacz jest niezwykle muzykalnym urządzeniem. W tych
starych nagraniach stereofonia jest zjawiskowa i wciąż robi wrażenie, a przecież to pionierskie
nagrania! Szybkość i barwa były znakomite, a jeśli weźmiemy pod uwagę cenę wzmacniacza, mogę
powiedzieć, że obie cechy były na niebywale wysokim poziomie. Pozostając przy tej ezoterycznej
serii nagrań z uwagą wysłuchałem „Koncertu na orkiestrę” Bartoka. Oczarowanie rezultatami pracy
inżynierów dźwięku RCA tylko rosło, a przyjemność obcowania z doskonale uchwyconą orkiestrą
symfoniczną była niebywała. To doprawdy niezwykłe, że na samym początku ery nagrań
stereofonicznych udało się uzyskać tak satysfakcjonujące rezultaty.
„Exodus” Boba Marleya w edycji jubileuszowej, okazją była trzydziesta rocznica pierwszego wydania,
oczarował brzmieniem i głębokością sceny. Wzmacniacz pokazał przyciemnioną barwę nagrania, ale
podając tę informację, nie obraził się na muzykę. W zasadzie każda płyta, której słuchałem, bez
względu na gatunek, pozwalała cieszyć się muzyką.
Gdybym miał oddać moje wrażenia jednym słowem, powiedziałbym, że DMHA SinusAudio gra
harmonijnie. Harmonijność należy rozumieć słownikowo, bo nawet utwory Antona Weberna
zabrzmiały frapująco i na swój sposób melodyjnie.
Płyty rockowe to nieco inne kwestia, wzmacniacz stawia na precyzję i rytm, ale szybkość nie jest jego
domeną. To nie jest urządzenie, które bym polecił miłośnikom metalowego łojenia. Natomiast
miłośnicy rockowej klasyki, bluesa i popu nie będą zawiedzeni.
Po dość długim czasie mogę z całą odpowiedzialnością napisać, że hybryda Sinus Audio jest
uniwersalnym wzmacniaczem. Jednak muszę zaznaczyć, że DMHA wykazuje dużą wrażliwość na
jakość okablowania. Tu nie ma litości, nie da się opędzić instalacji tanimi kablami. Zmiana kabla
zasilającego za każdym razem była wyraźnie sygnalizowana, podobnie zabawa z kablami RCA i
głośnikowymi. To tylko pokazuje klasę konstrukcji i umiejętności pana Mariusza Jaglarza,
konstruktora i właściciela SinusAudio.

Wzmacniacz DMHA SinusAudio zyskał moją sympatię i szacunek, więc decyzja o zakupie była
konsekwencją tyleż oczekiwaną, co łatwą do przewidzenia. Taki dźwięk za tak niewiele?

 

Autor. Marek Kołodziejski. Foto. Marek Kołodziejski