Jestem jak Dziecko Słońca, czyli marzenia się spełniają

Jestem jak Dziecko Słońca, czyli marzenia się spełniają

Lubię słuchać muzyki z szacunkiem dla niej samej i z szacunkiem dla twórcy. Oznacza to, że kiedy zasiadam do słuchania nie oderwę się od dzieła, nie zrobię przerwy nawet na chwilę, staram się dosłuchać do końca, od początku – od pierwszej do ostatniej nuty.

Utwory, dzieła, które kocham są właśnie tak przeze mnie traktowane. Dobre dzieło przyciąga uwagę i każe siedzieć w bezruchu, aby żaden niepotrzebny dźwięk słuchania nie zakłócał.

Znam wiele utworów, które tak właśnie traktuję.

Muzykę Marka poznałem dawno – pierwszy raz słuchałem jej jako licealista, będąc w drugiej klasie liceum – to był rok 1983. Brat mojego serdecznego przyjaciela z licealnej klasy – starszy od nas o 6 lat, a więc już wtedy student – skonstruował samodzielnie gramofon, który podłączył do samodzielnie wykonanego wzmacniacza i kolumn. Słuchaliśmy wtedy singla wydanego przez Tonpress: „Taniec w zaczarowanym gaju”, a potem „Fontanna radości”. Wrażenie było piorunujące. Nigdy przedtem nie słyszałem czegoś tak genialnego w tak znakomitej jakości. Jako posiadacz – jak to się wtedy mówiło: adapteru – firmy Unitra o nazwie WG-900 Artur z wkładką UF-50 byłem zaskoczony, że coś może grać lepiej od mojego Artura, wszak był to – w moim przekonaniu sprzęt najwyższej jakości. W tym dniu pomyślałem, że kiedyś będę słuchał na lepszym sprzęcie – bo dobrej muzyce to się po prostu należy.

Minęło wiele lat – był rok 2015, luty, wieczór, na naprawdę dobrym zestawie odtwarzam muzykę z płyty winylowej z dawnej epoki, wspominając dawne czasy. Marek Biliński – Ogród Króla Świtu, oryginalne tłoczenie, WIFON 1983. Gra nieźle, ale dziesiątki godzin „frezowania” igłą we wkładce UF 50, gdzie nacisk dochodził do 5 gramów pozostawiło swój ślad. Akurat tak się zdarzyło, że mój ówczesny szef polecił mi zorganizowanie XV edycji Festiwalu Nauki w Krakowie. Wydarzenie to gościło na Rynku w Krakowie od 2001 roku, miało swoje standardy – chciałem czegoś ekstra. Koncert – koncert na Rynku Głównym – to byłoby coś. Ale czyj koncert? Biliński! Ogród Króla Świtu, to miejsce natchnione – natychmiast napisałem krótki e-mail, targany wątpliwościami, czy artysta odpisze…

Temat e-maila był taki: „Bardzo nieśmiałe pytanie”

Zaś jego treść: „Moje pytanie, prośba – jest skierowana bezpośrednio do Pana Marka Bilińskiego: (i tu moja uwaga – bo nie byłem pewien czy Mistrz sam czyta korespondencję do niego). Chciałbym – jeśli to tylko możliwe – zająć chwilę czasu by porozmawiać o pewnym pomyśle, który powstał w mojej głowie, właśnie teraz, gdy słucham znakomitych utworów – prosto ze starego winyla – „Ogród Króla Świtu”…

Jestem szefem XV Festiwalu Nauki w Krakowie, który odbędzie się pod hasłem „Oświeć się”, w związku z faktem, że rok 2015 został ogłoszony przez UNESCO Rokiem Światła.

Czy możliwa jest krótka rozmowa telefoniczna? Jeśli tak, bardzo proszę o podanie numeru telefonu, zadzwonię na pewno lub – proszę o telefon do mnie (tu oczywiście podałem swój numer telefonu).

Jeśli nie – proszę o zignorowanie tego e-maila i wybaczenie mojej śmiałości.

Łączę serdeczne pozdrowienia z Krakowa.”

Po czym podpisałem się i rozemocjonowany wysłałem mail.

Odpisał po kilku dniach – odbyliśmy później nawet krótką rozmowę telefoniczną. Były plany, rozmowy – głównie poprzez managera – w końcu odbył się bardzo udany koncert, rozstaliśmy się i nic nie wskazywało na to, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

Marek Biliński ma w swoim dorobku znakomite dzieła, które zawsze uwielbiałem i do których zawsze z radością wracam. Niekwestionowanymi przebojami i milowymi krokami polskiej muzyki elektronicznej są: bajkowy „Ogród Króla Świtu”, naukowo precyzyjne „E≠mc2” czy lżejsze i bardzo ilustratywne „Wolne loty”. Te trzy albumy stanowiły ważny element mojej rozległej kolekcji płyt winylowych.

Uparcie kolekcjonuje płyty winylowe, nie ulegając nośnikom cyfrowym, które – żeby było jasne, oferują znakomite możliwości zapisu dźwięku i nie jest moim celem przekonywać kogokolwiek, że winyl jest lepszy. Oczywiście, że jest lepszy; aby dźwięk z tego nośnika był odpowiednio wysokiej, najwyższej jakości winyl musi być jednak traktowany po królewsku, indywidualnie i oficjalnie, powiedziałbym – z namaszczeniem, które należy się nie tylko materiałowi – fizycznemu nośnikowi, ale przede wszystkim muzyce na nim zapisanej! Dlatego lubię płyty winylowe, bo trzeba o nie dbać, tak jak trzeba dbać o dobrą muzykę, bo trzeba do płyty wstać i podejść, aby odsłuchać drugą stronę, a jak się już podejdzie, trzeba się pochylić, wręcz ukłonić, trzeba winylowi – muzyce oddać szacunek i podziękować. Zawsze czynię to z radością, kiedy słucham dobrej muzyki: kłaniałem się „Ogrodowi”, „mc2”, „Lotom” Bilińskiego i chętnie pokłoniłbym się pozostałym jego dziełom, tyle że nie było ich na winylu…

Między rokiem 2015 a 2020 wiele się działo – myślę o kontaktach z Markiem – tak się porobiło, tak się stało, że spotykaliśmy się wiele razy, dużo rozmawialiśmy, że w końcu ośmieliłem się opowiedzieć mu o moim marzeniu, że chciałbym pokłonić się w końcu pozostałym jego dziełom, a że kłaniam się im najchętniej, gdy są w wersji winylowej i… stało się…

„Dziecko Słońca” to znakomite dzieło, godne miana klasyki i to klasyki rozumianej w sensie szerokim tej, która stanowi kanon piękna, która jest wzorcem odpornym na mody, której w 2020 roku słuchając po raz nie wiadomo który słucham jakbym robił to pierwszy raz. Album ten został pierwotnie wydany w roku 1995 i jako pierwszy był wydany na nowym, znakomitym nośniku, na płycie CD. Wszyscy wtedy rezygnowali z winylu. Na szczęście moda (w dobrym znaczeniu tego słowa) powróciła, na szczęście Marek jest człowiekiem otwartym na „nowości” i postanowił wydać swoje dzieła w tym starożytnym systemie: otwartość bowiem nie zaprzecza tradycji – otwartość to szacunek dla niej! I za to mu dziękuję. Kiedy otrzymałem przepięknie wydany album rozpakowywałem go jak nowość, a kiedy zacząłem słuchać nie miałem wątpliwości, że to jest nowość – tak bardzo ta muzyka jest aktualna, współczesna, nowoczesna, że równie dobrze mogła powstać wczoraj! Ani jedna nuta nie zdewaluowała się a treści, które ta muzyka niesie są bardzo aktualne, zmuszające do refleksji, do głębokiej refleksji! Album idealnie – chociaż w sposób niezamierzony – trafił na rynek w centrum światowej pandemii dając nadzieję, przemawiając sugestywnymi obrazami natury.

Pierwszy utwór – suita „Twarze pustyni” – to pełen niepokoju początek, symfonicznie rozległy, godny filharmonii, w którym delikatne motywy orientalne biegną w rozgwieżdżone niebo, rozbudowując się w pełne szczegółów opowieści. Wiele jest optymizmu w tym utworze: początkowe niepokoje ustępują delikatnym, bardzo przestrzennym, rytmicznym zaproszeniom do wędrówki. Utwór prowadzi nas w tajemniczy sposób do radości, do monumentalnie pięknego świata. Jest w nim niepokój i spokój, jest zabawa i modlitwa, jest czas miłości i oczekiwania; to wszystko spotyka nas na życiowej drodze, to jest prawdziwa „Pieśń drogi”. Suita „Twarze pustyni” jest jednym z najwybitniejszych utworów Marka Bilińskiego, jednym z najważniejszych w historii polskiej muzyki!

Tytułowy utwór „Dziecko Słońca” oddaje w najlepszy sposób moje odczucia, kiedy w 2015 roku okazało się, że pomimo wielu przeciwności losu, koncert na Rynku Głównym w Krakowie odbędzie się. Cieszyłem się wtedy, jak człowiek cieszy się z pogodnego poranka, są w tym utworze stany, które przeżywa człowiek osiągający sukces: jest to utwór antydepresyjny, pełen dopaminy (a jako biolog wiem co mówię!). Jest więc podniosłość, jest uniesienie, szczęście, po którym przychodzi błogi spokój, tak jak przychodzi spokój i odprężenie, gdy strudzony pustynny wędrowiec dociera do Oazy.

„Oaza” daje chwile wytchnienia – ta pieśń taka jest – odprężająca i relaksująca. Piękny, delikatny motyw chwyta za rękę i prowadzi – a słuchacz ufnie podąża będąc pewnym, że wszystko będzie dobrze (jakże potrzebujemy dzisiaj takiej muzyki, takiej sztuki!). Słuchając „Pieśni nadziei” (bo taki jest podtytuł tego utworu) dziękuję Bogu za ludzi, którzy potrafią pomagać w dostrzeganiu prawdziwych wartości!

„Księżycowa róża” to Pieśń miłości: ten hymn o miłości Bilińskiego wprost przywołuje na myśl biblijne słowa: „Gdybym też miał dar prorokowania/i znał wszystkie tajemnice,/i posiadał wszelką wiedzę,/i wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił./a miłości bym nie miał/byłbym niczym.”

W utworze „Zaćmienie”, pełen niepokoju początek jest rozwiewany dźwiękami fortepianu, łagodna opowieść spokojnie otula słuchacza, obejmuje ciepłem i nadzieją, rytm niczym bijące serce zaprasza do odważnego spojrzenia w niebo. To piękny utwór, pełen nostalgii, refleksji, pełen ufności.

Dziecko Słońca – Marek Biliński

Optymistyczny „Początek światła” jest znakomitym zakończeniem tego albumu: to nie paradoks – początek jest zakończeniem… Światło jest nowym początkiem. To utwór wielkiej nadziei – co jeszcze raz podkreślę – dzisiaj jest szczególnie ważne, dzisiaj w czasie pandemii, która skończy się, ustępując światłu!

Jestem pewien, że „Dziecko Słońca” to album, który zostanie ponownie odkryty przez słuchaczy. Jest to album ponadczasowy, zawierający niezwykle sugestywną, przemyślaną muzykę. To dzieło sztuki najwyższej jakości, zasługujące na głęboki ukłon.

Jakość techniczna albumu jest wybitna. Nie ustępuje ona w żadnym stopniu prestiżowym wydawnictwom specjalizującym się w produkcjach High End. Wiem z jakim pietyzmem i odpowiedzialnością do produkcji podchodzi Marek Biliński – to zresztą słychać. Dzisiaj mogę słuchać jego muzyki – dzięki firmie Nautilus – na sprzęcie najwyższej jakości. W firmie tej pracują nie tylko świetni znawcy techniki, lecz równocześnie prawdziwi miłośnicy dobrej muzyki.

Ja zaś jestem szczęśliwy, że mogę kłaniać się kolejnej produkcji winylowej Marka Bilińskiego – nie da się ukryć – jestem jak Dziecko Słońca!

Audiofan

Płyta do nabycia w https://bilinski.pl/sklep/